logo

Grand Hotel przy ul. Piotrkowskiej w Łodzi

obiekty - handel i usługi

Opis

Przyjezdni bohaterowie powieści Marcina Andrzejewskiego "Tramwaj Tanfaniego", Flavio Gannini i Rudolf Fechter, zatrzymują się w Grand Hotelu, najlepszym w Łodzi, usytuowanym przy ul. Piotrkowskiej. Tam detektywi Paczkiewicz i Belfer przesłuchują i śledzą podejrzanych, tam również spotykają się łódzcy fabrykanci. (Fot. z: Souvenir de Lodz. - Łódź, przed 1912).


"Przed Grand Hotelem przybyło żołnierzy: było ich już czterech, utrzymujących sztywno dystans od portiera po drugiej stronie wejścia. [...] Paczkiewicz miał dużo znajomości w łódzkich hotelach [...]. W Grandzie jednak, najlepszym łódzkim hotelu, jego macki nie sięgały dostatecznie głęboko. Nie miał tu zbyt wysoko postawionych informatorów. Mówiło się zresztą powszechnie: [...] Pokój był zwykły. Elegancki, ale znacznie mniejszy niż apartament Fechtera, obity nisko dębową boazerią, z jasnymi tapetami powyżej. Okna wychodziły na podwórze i ścianę budynku po jego przeciwnej stronie. Paczkiewicz rozglądał się uważnie. W porównaniu do pokoju, w którym odwiedzili wiedeńskiego reportera, tu panował znacznie większy ścisk i chaos".

"- No, podobno ma przyjechać teraz nawet jakiś korespondent z samego Wiednia, pisać o łódzkich stosunkach - rzucił Maks Wünsche. - Zarezerwował pokój w Grandzie. [...] - Ot i pański hotel. - Wskazał batem dorożkarz. - Najlepszy w mieście! Naprzeciwko ma pan szanowny hotel i teatr Victoria, gdzie czasem sztuki i po niemiecku grają. Grand Hotel wyróżniał się swoją potężną, narożną, jasną bryłą na tle innych kamienic. Dorożka zajechała pod wejście, zadaszone hotelową markizą ze złotym napisem. Boy hotelowy podbiegł zaraz, ukłonił się i odebrał walizki na niklowany wózek. Fechter zapłacił woźnicy, wszedł do budynku przez drzwi, otwarte przez zgiętego wpół portiera. Wewnętrzny westybul wyglądał szykownie, widno, ze zdobionymi sztukaterią sufitami, wielkimi lustrami na ścianach i ludwikowskimi kanapami, stojącymi bliżej ścian. Parę osób siedziało przy stolikach koło witryn, podnieśli głowy i zerkali ciekawym okiem na wchodzącego reportera. Boy zaprowadził go do kontuaru. Recepcjonista w drucianych okularach powitał gościa pełnym szacunku skinieniem głowy. - Mam rezerwację na nazwisko Fechter di Moena".