Park Helenowski w Łodzi
Opis
Flavio Giannini, pochodzący z Włoch bohater powieści Marcina Andrzejewskiego "Tramwaj Tanfaniego", organizuje przeloty balonowe nad Łodzią, rozpoczynające się w parku Helenowskim. Jedną z klientek Gianniniego jest piękna łodzianka, Łucja Zdrojewska, która wywiera na baloniarzu ogromne wrażenie. W parku Helenowskim również detektyw Paczkiewicz spotyka się ze współpracownikiem carskiej Ochrany - Okołowem. (Fot. B. Wilkoszewski).
"W Helenowie największa sensacja XX stulecia! W dniu 23 września 1905 roku odbędą się loty balonowe słynnego nieustraszonego lotnika Flavio Gianniniego. Przebywa on w naszem mieście tylko przez czas krótki. Zapowiedział dwukrotny pokaz na maszynie systemu Montgolfiera, specjalnie dla szanownej publiczności. Lot odbędzie się w sobotę o godzinie dziewiątej rano i drugi raz w niedzielę popołudniem. Wstęp dla dorosłych 25 kopiejek, dzieci 10 kopiejek".
"- To będzie pana, niestety, trochę kosztować, Michale Siergiejewiczu - powiedział Okołow. Kaskada w parku Helenowskim szumiała monotonnie. Potoki przelewały się po skalnych klombach niczym alpejski wodospad, piętro po piętrze, niecka po niecce, mieniły się długimi smugami między dzikim winem, które bujnie wypełniało całą misterną konstrukcję. [...] Paczkiewicz oderwał się na chwilę od dokumentów, zerknął przez wysoki tunel, przechodzący na przestrzał pod kaskadą. W alejkach nie było spacerowiczów, jedynie matki bądź opiekunki z wózkami, pchające swoje dziecięce pojazdy po przeciwnej stronie stawu".
"Flavio Giannini, wychylony z wiklinowej gondoli balonu, wołał gromko do robotników. Huczący ogień wykluczał inny sposób porozumienia niż krzyk. Baryton Gianniniego był wytrenowany, ostry, doskonale przebijał się przez cały ten hałas. Wielka, okrągła jak księżyc czasza montgolfiera, spętana licznymi linami na bloczkach umocowanych do trzech drewnianych masztów, ruszyła powolutku do góry. [...] Balon ruszył wartko do góry, pchany przez gorące powietrze. Giannini znów zerknął na pasażerów, a zwłaszcza na nią, podkręcił wąsa. W długiej i zwiewnej sukni, wykończonej koronką, stała przy brzegu kosza wraz ze swym towarzyszem i nie patrzyła na niego, tylko na świat, który przesuwał się w dół. Była piękna jak anioł. Co za kobieta! [...] Obserwował przy tym uważnie liście wielkich lip w parku Helenowskim, czy przypadkiem nie zerwał się jakiś zefirek, zdolny zniweczyć pokaz, ale chłodnego poranka nie zakłócał żaden podmuch, słońce świeciło już wysoko znad drzew. [...] Giannini poczuł, jak krew uderza mu do głowy. Bogini! Kto to w ogóle jest? [...] Widać było cały regularny, trójkątny kształt parku, okolony murem, z rzeką przepływającą jego środkiem. Za ostatnimi drzewami były już pola uprawne, a na nich wiatraki, zupełnie inne niż we Włoszech, wcale nie białe ani kamienne, tylko całe z ciemnego drzewa na tle żółtych rżysk, z wielkimi skrzydłami, jak grzebienie".