Lasek Milscha w Łodzi
Opis
Lasek i leśniczówka Milscha były popularnym miejscem wypoczynku łodzian, ulokowanym w okolicach dzisiejszego skrzyżowania al. Włókniarzy i Kopernika. W ogrodze znajdowała się restauracja i grała orkiestra. W 1900 r. ogród przecięła linia tramwajowa w kierunku dworca Łódż Kaliska. Bohaterki "Ziemi obiecanej" W. St. Reymonta - Anka i Nina Trawińska zostały zaproszone przez Kurowskiego na wycieczkę do lasku Milscha, gdzie zamierzano spędzić wolny czas na świeżym powietrzu. Paniom nie spodobało się owe miejsce ze względu na kurz i brzydotę. Towarzystwo poszło do lasu szukać świeższego powietrza. Las jednak paniom również nie przypadł do gustu. (Fot. ze zbiorów WBP w Łodzi).
"Pokażę paniom, jak się w Łodzi bawią w niedzielę szerokie masy - mówił wsadzając je do powozu i kazał jechać do lasku Milscha [...] - Czy tutaj zostaniemy? - zapytała Nina, gdy powóz zatrzymał się przed restauracyjnym ogródkiem, z którego płynęła ogromna wrzawa głosów i muzyki wojskowej - Przejdziemy tylko do lasu. Przepychali sie przez zatłoczony ogródek pełen wrzawy i hałasów. Kilkaset drzew i drzewek o liściach pożółkłych i spieczonych rzucało mizerny cień na wydeptane trawniki i na piaszczyste dróżki i alejki, dymiące tumanami kurzu, który rozwłóczył się po ogródku i opadał na drzewa i na setki białych stołów, i na tłumy przy nich rozsiadłe, rozkoszujące się piwem, jakie zabrudzeni garsoni roznosili ustawicznie. Wojskowa orkiestra na estradzie grała sentymentalnego walca, a w głównym budynku restauracyjnym, otoczonym werendami, tańczono z zapałem pomimo tropikalnego gorąca; tancerze byli bez surdutów, a niektórzy i bez kamizelek, ale tym siarczyściej bili obcasami w podłogę i mocno pokrzykiwali. Pomagali im z zapałem liczni widzowie, cisnący się do drzwi i okien pootwieranych, przez które podawano zmęczonym, piwo, a wielu niecierpliwszych tańczyło na werendzie i na trawnikach, w obłokach kurzawy i przy akompaniamencie strzałów w strzelnicy i głuchym, warczącym turkocie wyrzucanych w kręgielni kul i głosów trąbek dziecinnych, brzęczących po całym ogrodzie. Na małej sadzawce, o martwej, zaropiałej wodzie, kołysało się kilka łódek; kilka tkliwych par smażyło się na słońcu i pracując wiosłami, śpiewało bardzo czułymi głosami niemiecką piosenkę o gaju, piwie i miłości [...] - Chodźmy do lasu, może tam będzie świeższe powietrze [...] Ale i w lesie nie było świeżego powietrza. - Więc to jest las? - zawołała Anka przystając ze zdumienia pod drzewami. - Tak to się w Łodzi nazywa. Las był cichy i jakby obumarły, tysiące czarnych smutnych pni rozbiegał się we wszystkie strony, pożółkłe suchotnicze gałęzie obwisały z bezwładnością konania i tak przysłaniały światło, że było mroczno i smutnie".